To pierwsze pytanie jakie przyszło mi na myśl po seansie. Co ma opowiadać i jaki morał mamy z niego wyciągnąć,
skoro nawet nie wiadomo do końca, czy główny bohater jest winny jakiejś zbrodni. Owszem, film porusza
współczesny problem(pedofilia), ale cała fabuła to dla mnie jakieś kuriozum. Jak to w thrillerach bywa powinno się
czuć dreszczyk emocji, momentami może nawet strach, a tutaj głównym pytaniem jakie mi od około 40 minuty
zaczęło się nasuwać, to "Kiedy ten film się skończy?". Budowanie dramaturgii w tym filmie jest niezwykle słabe, więc
film po prostu po pewnym czasie zaczyna męczyć i nudzić. Kolejna rzecz to dialogi, które są stylizowane na
inteligentne i dające do myślenia, może wręcz momentami filozoficzne, ale w rzeczywistości wychodzi z nich taki
miszmasz, że po jakimś ma się chęć wyłączyć dźwięk. Dodatkowo, w niektórych momentach ten film można śmiało
przewinąć, bo są w nim części, które do całości nie wnoszą nic. Pomysł filmu był ambitny, ale reżyser chyba sam nie
wiedział co chciał przekazać i upchnął wszystko co mu się udało wymyślić w te półtora godziny. Dodatkowo, to o ile
gra Patricka Wilsona jest całkiem dobra, to gra Ellen Page w ogóle do mnie nie przemawia i wydaje mi się ona dość
sztuczna w tym filmie. Ogólnie można odnieść wrażenie, że cały film można by było skrócić z nieco ponad półtora
godziny do jakichś 20-30 minut i film by wręcz na tym zyskał. Moja końcowa ocena to 3/10, a szkoda, bo po
pierwszych kilku minutach zapowiadał się naprawdę obiecująco.